O Józefie ukochany! Pod opieką Twoją rósł Chleb żywota z nieba dany, Tyś Go na swym ręku niósł. Tyś Go w ziarnie pielęgnował, By nakarmił ludzki głód. Tyś nam ustrzegł i zachował Ten miłości Bożej cud. Dla Niego żyć, z Tobą Go czcić, Gdzie chwały Swej On tai blask, By wszystkim nam był Jezus Sam, Ach uproś tę najdroższą z łask.
Tego, który w Nazarecie Tobie powierzony był, My strzeżemy na tym świecie. Gdzie Majestat Boży skrył. Twą miłością, sercem Twojem, Ucz Jezusa wielbić tu, Jak Ty, pracą, łzami, znojem, Całem życiem służyć Mu! Dla Niego żyć…
Niech z Ołtarza tajemnicy Ponad całym światem już, Z a król uje Syn Dziewicy, Bóg Zbawiciel, Życie dusz! W Sakramencie ukrytemu Niech cześć odda cały świat, Każde serce niech ku Niemu Swej miłości niesie kwiat! Dla Niego żyć…
Niech będzie Bóg nasz pochwalony w świętym Mikołaju, Gdy w wszystkie niebieskie tryumfy do górnego kraju Otwarta droga, kto się do Boga Uda przez niego, dojdzie wiecznego Portu szczęśliwego.
Wielkiemi Patryjarcho cudy wsławiony na świecie, Zdradzieckie widziawszy obłudy w niewinności kwiecie; Wnet czynisz dobrze, gdy rzucasz szczodrze Trzy bryły złota, ażeby cnota Jaśniała przed niebem.
Młodzieńcom odebrane życie, niewinność gdy widzi, Mikołaj przywraca sowicie, tyrana zawstydzi, Zrąbanych sztuki, dla swej nauki, Prawdziwej wiary, Bogu ofiary, Wolny przystęp czyni.
Kto tylko do jego opieki uda się serdecznie, Ten nigdy nie zginie na wieki, żyć może bezpiecznie; Przy jego pieczy w każdej mu rzeczy, Szkoda się wróci, on zabezpieczy, Obroni od złego.
Do ciebie cnót obrońco wielki, w dobytkach strażniku, Z ufnością garnie się człek wszelki, sierot miłośniku, Broń nas każdego przypadku złego, Którzy do ciebie w każdej potrzebie, Garniem się sieroty.
Ciebie Bóg obrał za Patrona wszelkiemu ludowi, Wzywa cię każda świata strona obcy i domowi, Abyś w ich sprawie pomógł łaskawie, Stawał w obronie wielki Patronie, Święty Mikołaju!
Cokolwiek w świecie jest, wszystko marność, Choćby mnie królewska doszła godność, Wszystko zginie, świat przeminie, Króla i Cesarza śmierć nie minie.
Nie masz już sławnego Cycerona, Nie masz Absaloma i Samsona; Ich to sława przykład dawa, że wszystko na świecie śmierci strawa.
Bym miał mądrość króla Salomona, Bym też był tak piękny jak Helena, Piękność owa, mądra głowa Od śmierci żadnego nie zachowa.
Choćbym się w cielesnej kochał krasie, I ona się w szpetność zmieni w czasie; Ach! niestała piękność ciała Wczoraj się świeciła, dziś spróchniała.
Zmieni się cielesna, śliczna barwa, Będzie z niéj plugawa śmierci larwa, A z pięknego nic brzydszego Nie masz nad człowieka umarłego.
Ten, co cię za życia umiłował, Ręce twoje mile, twarz całował, Już z daleka nos zatyka, Twarz, oczy odwraca, precz ucieka.
Bym nad wszystkich ludzi był bogaty Drogie z srebra, złota nosił szaty, Ze wszystkiego kosztownego Śmierć mnie ogołoci mizernego.
Najlepiej, zaprawdę, Bogu służyć, Chcąc w niebie stałego dobra użyć; Niesłychane, nieprzebrane W niebiesiech radości zgotowane.
Już ci dziękuję małżonko moja (Już ci, już dziękuję, małżonku mój), Jezus niech będzie pociecha twoja (Pan Jezus niech będzie Opiekun twój), Za posługi, i usługi, Któreś mi czyniła (Które żeś mi czynił) przez czas długi.
I was, me dziatki, Bogu oddaję, Na zawsze się z wami tu rozstaję, Pomagajcie modlitwami Oraz przy Mszy świętéj błaganiami.
Żegnam cię, mój świecie wesoły, już idę w śmiertelne popioły. Rwie się życia przędza, śmierć mnie w grób zapędza. Bije pierwsza godzina.
Żegnam Was, rodzice kochani, znajomi krewni i poddani. Za łaskę dziękuję, z opieki kwituję. Bije druga godzina.
Żegnam Was, mili przyjaciele, mnie pod głaz czas grobowy ściele. Już śmiertelne oczy sen wieczny zamroczy. Bije trzecia godzina.
Żegnam Was, królowie, książęta, cieszcie się w swem szczęściu panięta. Ja służyć nie mogę, wybieram się w drogę. Bije czwarta godzina.
Żegnam Was, mitry i korony, czekajcie swoich rządców, trony, ja w progi grobowe zniżać muszę głowę. Bije piąta godzina.
Żegnam Was, pozostali słudzy, tak moi, jako też i drudzy. Idę w śmierci ślady bez waszej parady. Bije szósta godzina.
Żegnam was, przepyszne pokoje, już w wasze nie wejde podwoje. Już czas mej żałobie dał gabinet w grobie. Bije siódma godzina.
Żegnam was, pozostałe stroje, już o was bynajmniej nie stoję. Mól – będzie posłanie, robak – kołdrą stanie. Bije ósma godzina.
Żegnam was, wszystkie elementa: żywioły, powietrze, ptaszęta. Już was nie zobaczę, w dół grobowy skaczę. Bije dziewiąta godzina.
Żegnam was, niebieskie planety, do swojej musze dążyć mety, innym przyświęcajcie, mnie dokonać dajcie. Bije dziesiąta godzina.
Żegnam was, najmilsze zabawy, wewnętrzne powierzchowne sprawy. Już nie wolno będzie jeść, pić na urzędzie. Bije jedenasta godzina.
Żegnam was, godziny minione momenta i dni upłynione. Już zegar wychodzi, indeks nie zawodzi, do wiecznego spania śmierć duszę wygania. Bije dwunasta godzina.
W niektórych rejonach w zwrotce jedenastej: Żegnam was godziny cukrowe Momenta i dni kanarowe